Był lipcowy wieczór. Siedzieliśmy ze znajomymi na kanapie, oglądaliśmy film i zajadaliśmy się pizzą. Kiedy impreza dobiegła końca zamknęłam drzwi od swojego pokoju i pomyślałam:„Od jutra zacznę się odchudzać. Tak po prostu.”
I zaczęłam! Nie żeby to była moja jedyna próba w życiu. Takich podejść do utraty wagi przeżyłam miliony! Za każdym razem kończyły się tak samo – spektakularnym fiaskiem. Z domieszką efektu jojo.
Całą swoją przygodę z tym właściwym odchudzaniem zaczęłam od przypomnienia sobie pewnego okresu z mojego życia. Mianowicie kilka lat wcześniej wyjechałam na studia, do obcego miasta. Jako wiecznie biedna studentka oszczędzałam na jedzeniu. Pod koniec pierwszego roku zaczynałam bez problemu mieścić się w spodnie rozmiaru 44. Zaczynając studia kupowałam ciuchy bliższe 46-48. „Co wtedy jadłaś, że udało Ci się PRZYPADKIEM schudnąć?” – spytałam siebie.Zaczęły wracać wspomnienia i smak owsianki na wodzie, mieszkanki muesli na mleku 0,5%, ryżu z kurczakiem i z cebulą, który gotowałam na kostce rosołowej oraz zupy warzywnej od mamy. Jadłam po prostu BIEDNIE.
Bardzo szybko okazało się, że to oszczędne jedzenie jest bardzo podobne do trendu, który dopiero się rozpoczynał w Internecie. Na zagranicznych stronach można było już czytać artykuły o „clean eating”.Jest to sposób żywienia się, w którym stawiamy na żywność bardzo nisko przetworzoną. Co za tym idzie? Zamiast kupnych pierogów z Biedronki, w myśl zasady „clean eating” powinniśmy sobie je same ulepić. Najlepiej z nieoczyszczonej mąki żytniej. Dzisiaj nazywamy to zdrowym stylem życia i mądrymi wyborami.
Obiecałam sobie, że wrócę do tego stylu żywienia. W końcu coś w nim musiało być skoro kilka lat wcześniej udało mi się tak ładnie schudnąć! Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia o ujemnym bilansie energetycznym i wszystkich rozwiązaniach po które sięgam dzisiaj.
Jak pomyślałam – tak zrobiłam. Mimo zjedzonej pizzy, 10 godzin później byłam już na diecie.
Na pierwszy posiłek zaserwowałam sobie owsiankę. Nie pamiętam dokładnie jakich użyłam dodatków, ale jednego jestem pewna – na 100% wrzuciłam tam suszone śliwki. Bo strasznie kojarzyły mi się z odchudzaniem! Gdzieś w głowie miałam zapisane, że owocne wypróżnianie = skuteczne odchudzanie. Nie pytajcie skąd mi się to wzięło 😉
Na drugie śniadanie zjadłam jakiś owoc. Najpewniej było to jabłko. Wtedy wierzyłam jeszcze iż węglowodany proste, które znajdujemy w owocach, należy spożywać w pierwszej połowie dnia.
Obiad składał się z piersi z kurczaka, gotowanej kaszy jaglanej i kapusty kiszonej.
Podwieczorki zazwyczaj spędzałam w towarzystwie serka wiejskiego z dwoma waflami ryżowymi.
Na kolację zjadałam chleb żytni z jajkiem i warzywami.
Dzisiaj wiem, że jadłam przede wszystkim ZA MAŁO. Ale nie będę Wam tutaj mydlić oczu – to właśnie na takim jadłospisie uczyłam się zdrowej kuchni. Nieraz te posiłki ulegały zmianie. Dla przykładu – w późniejszym czasie (kiedy Internetem zawładnęły białkowo-tłuszczowe śniadania) zupełnie odrzuciłam z diety owsianki. Sugerowałam się każdą modą i uwielbiałam testować. Kochałam to, że mój styl odchudzania dawał mi wolność. Ograniczoną, ale jednak 😉
I pomyśleć, że tamten wieczór mógł się skończyć „normalnie”. Mogłam wstać na drugi dzień bez żadnego pomysłu na odchudzanie się i nigdy niczego nie zmieniać. Wciąż zastanawiam się jak to się stało? Dlaczego wtedy pojawił się ten pomysł?
Jaka by nie była odpowiedź – jestem wdzięczna za tamten dzień. Gdyby nie ta zmiana nigdy by nie powstała Motywatorka, a te słowa nie ujrzałyby światła dziennego.
Drodzy Państwo – witam na moim pokładzie! Kto dotrwał do końca? Kto się cieszy z powstania tego bloga? Proszę o meldowanie się w komentarzach!
Hej 😉 Trafiłam, na Twojego bloga, ponieważ wcześniej szukając jakichś wskazówek na YT oglądałam Twoje filmy 😉 Urzekła mnie Twoja osobowość i sposób, w jaki mówisz do nas -sluchaczy 😉 od jakiegoś czasu, gdy wszyscy sa w pracy a córka w szkole, poranną kawkę przed pracą piję właśnie w Twoim towarzystwie 😉 Schudłam ostatnimi czasy 23 kg, zostalo jeszcze 5 i codziennie pomagasz mi się zmotywować 😉 dzięki!
Hej hej, melduję się! 🙂
Bardzo potrzebowałam tego wszystkiego, o czym mówisz w swoich nagraniach, podcastach, o czym piszesz tutaj i mam nadzieję, że będzie tego więcej.
Ważę ponad 120 kg. Nie wiem ile dokładnie, bo zakres mojej wagi kończy się na 120 kilogramach. Podejrzewam, że jest to 121-123 kg i mam nadzieję, że nie więcej, bo jeszcze niedawno ważyłam 115 kg. Jesteś pierwszą osobą, która mówi w Internecie w taki sposób, że zaczynam widzieć szansę.
Wszystkie te dziewczyny, które przeszły niezwykłe metamorfozy i dzielą się nimi za pośrednictwem sieci, moja głowa odbiera jako zbyt „inne”, żeby ich doświadczenie było dla mnie pomocne i wystarczająco inspirujące. Albo ważyły mniej niż ja, ich otyłość trwała zaledwie kilka lat (zwykle przytyły po ciąży), albo miały więcej pieniędzy na jedzenie, porady dietetyków, sprzęt do ćwiczeń, karnety, kosmetyki, suplementy, chirurgię i zabiegi medycyny estetycznej. Ja tego nie mam. I często miałam wrażenie, że startuję w porównaniu z nimi z niczym. Czasami wydawało mi się, że kawałek podłogi, miska kaszy i wystarczająco dużo chęci wystarczy, a potem znów wydawało mi się, że z tak słabym zapleczem to się nie uda, zwłaszcza, że mam już 36 lat. One miały to, czego ja nie mam, więc one mają efekty, których nie mam ja. Zawsze tak myślałam patrząc na odchudzone blogerki i instagramerki.
Nie żebym się regularnie porównywała, nie nie nie, bo długo chciałam walczyć sama nie patrząc na nikogo, ale czasami dostrzegałam, że sama po prostu nie dam rady i wtedy szukałam pomocy w Internecie. Nigdy do tej pory nie trafiłam na kogoś takiego jak Ty, kto pokazuje jeszcze inną drogę, taką nie utartą stereotypami dotyczącymi odchudzania się. No i sam fakt, że z ponad 120 kg udało Ci się zejść o 40 kg bez operacji zmniejszania żołądka, turnusów w ośrodkach, leków, mega restrykcyjnych diet i żarcia w proszku jest dla mnie dowodem, że to, o czym opowiadasz, DZIAŁA.
Bardzo mi się podoba to, że nagrywając filmy i podcasty podkreślasz, że to, co zadziała na kogoś, niekoniecznie przyniesie ten sam efekt u kogoś innego, ale nigdy nie zostawiasz swoich słuchaczek/słuchaczy mówiąc „Na mnie zadziałało to, jak na Ciebie nie zadziała to cóż… to szukaj sobie motywacji gdzie indziej”, tylko przedstawiasz jakieś alternatywne rozwiązania. Nie zostawiasz ludzi, którzy przyszli na Twój kanał szukać pomocy. Dziękuję.
W Twoich wypowiedziach jest tyle empatii, akceptacji, chęci dzielenia się tym co dobre, pozytywnej energii, szczerości, odwagi w mówieniu o emocjach osoby otyłej, sympatii do drugiego człowieka, gotowości do pomocy, że to chyba motywuje najbardziej – Twoje podejście.
Jestem osobą, która kompulsywnie się przejada. Problem występuje od czasów nastoletnich. Zajadanie emocji jest nawykiem tak silnym i tak bardzo utrwalonym we mnie, że czasami myślę o tym, że tylko odizolowanie mnie od jedzenia i wydzielanie mi porcji przez jakiś czas, mogłoby mnie powstrzymać przed objadaniem się. Podczas ostatnich wakacji przeżyłam niezwykłe doświadczenie. Wyjechałam pod namiot i przez trzy tygodnie nie przejadłam się ani razu, mimo że jadłam wszystko, nawet ciasta. Zrzuciłam 6 kg. Po raz pierwszy pomyślałam, że może jednak da się, tylko coś jeszcze musi się zadziać, bo ogólnie byłam już pełna rezygnacji i zaczęłam myśleć, że będę taka już zawsze, że teraz to mi już wszystko jedno. Wróciłam do domu i wróciło obżarstwo. W pół roku przybrałam kolejne 12 kg. Nie ma takiej siły, która by mnie w domu mogła oderwać od żarcia. Poddałam się.
Twoje nagrania odkryłam kilka dni temu. Słucham ich z ogromnym zaangażowaniem. Wczoraj miałam taką sytuację, że zaczęłam się znów objadać, ale w pewnym momencie poczułam coś jak wyrzut sumienia. Pomyślałam „Ona się tyle ogadała, a ty sięgasz po kolejne ciastko? Chcesz, żeby to poszło na marne?” – i powstrzymałam się (wiem, że nie pójdzie na marne, bo każdego dnia mnóstwo osób odnajduje dzięki Tobie motywację). I jestem nadal w szoku, że tak na mnie podziałały Twoje nagrania.
Przede wszystkim jednak bardzo do mnie trafiają przez to, że mówisz o rzeczach, o których wiele kobiet wstydzi się mówić, zarówno przed odchudzaniem, jak i po. Dotykasz emocji, doświadczeń, problemów, które dusimy gdzieś w sobie samotnie, przez które izolujemy się jeszcze bardziej w poczuciu niezrozumienia. Twoja otwartość i odwaga sprawiają, że cała reszta jest jeszcze bardziej wiarygodna, bo wreszcie jest ktoś, kto UJAWNIA uczucia, z jakimi osoba otyła musi sobie poradzić, jeśli chce wyzdrowieć. Najbardziej pomocne okazują się dla mnie treści mówiące o stopniowym wprowadzaniu zmian, bo bardzo, bardzo często gubiło mnie myślenie w kategoriach „wszystko albo nic”, a jak już się potknę, to się od razu położę, bo przecież się nie udało.
Dzięki Twojej ogromnej pracy, jaką wykonujesz mimo obowiązków w życiu prywatnym, obowiązków, które przecież wymagają poświęcenia, czasu, uwagi, dzięki Twojej serdeczności i dzięki temu, że dzielisz się z innymi radami, które naprawdę są skuteczne, a przecież mogłaś sama cieszyć się swoim sukcesem, zamiast pomagać innym go osiągnąć, dzięki temu jak wspaniałą osobą jesteś, ktoś taki jak ja może wreszcie przestać płakać w kącie, przestać użalać się nad sobą i pogodniej spojrzeć w przyszłość. Otyłość jest ogromnym obciążeniem dla psychiki i zdrowia, i naprawdę bardzo ciężko jest uporać się z nią bez wsparcia. Żaden dietetyk ani psycholog, mimo oczywiście ich ogromnej wiedzy i zaangażowania, nie jest w stanie pomóc w taki sposób, w jaki pomagasz Ty, jako osoba, która była otyła. Twoje nagrania są jak… podanie ręki komuś potrzebującemu pomocy.
Dziękuję Ci z całego serca i życzę wszystkiego dobrego. Mam nadzieję, że dobro, którym się dzielisz, wróci do Ciebie, a ja wrócę tu niebawem, żeby podzielić się efektami swojej i Twojej pracy. 🙂
Dziękuję. 🙂 Jeszcze nie oglądałam żadnego Twojego filmiku (w weekend pooglądam, bo będę miała na to czas), ale już zaczynam Ci ufać i wierzyć, że tym razem się uda. Mam prawie 40 lat i obecnie 128 kg. Udało mi się schudnąć ponad 8 kg przez ostatnie niecałe 2 miesiące. Trafiłam z polecenia do dietetyczki-lekarki i mam catering dietetyczno-leczniczy. Jednak zdaję sobie sprawę, że za jakiś czas będę chciała sama sobie przygotowywać zdrowe rzeczy i chudnąć dalej. Będzie to dla mnie spore wyzwanie, bo gotować nie umiem i nie lubię. Na razie uczę się zdrowo jeść i… nie traktować grzeszków jako końca odchudzania i jako porażki.